Archiwum 08 stycznia 2004


A czemu by nie? Niech bedzie! Bajeczka...
08 stycznia 2004, 21:45
Mam napisać Ci bajeczke?
O kreskufkach?
Ojejqu...
To bedzie trudne.
Ale obiecałam, jakby nie było...
 
A więc dawno temu, za kartonowymi górami, za rzekami i morzami namalowaymi plakatówka była sobie bajkowa kraina o nazwie Kainyraw (czytaj od tyłu :P), w której żyła pewna Kreskówka. Kreskufka była bardzo pechowym stworzonkiem (co prawda nigdy nie stłukła żadnego lusterka, ale potłukła tyle innych rzeczy, ze pokarało ja 15 latami nieszczęscia i wewnetrznej pustki). Mimo to Kreskufeczka było istotka z zasady pogodna i usmiechnięta (przynajmniej na wierzchu). Jednak w dniu, w którym rozpoczyna sie nasza historia, nie było jej wcale do smiechu. Bardzo martwiła sie wtedy o swojego przyjaciula- Mistrza Jedi, którego jednak moc ostatnio nienajlepiej prowadziła. Tak więc wróciła z flamastrowego języka niemieckiego prowadzonego przez pastelowa frau Barbarę, zjadła obiadek i nie wiedziała co z soba zrobić.
 
Była w bardzo złym humorku- takim malowanym weglem i ołówkiem, pełnym smutku, żalu i przygnębienia. W szkole miała być zabawa, ale ona nie chciała isć- wiedziała, ze nie ma na zabawę ochoty,a w dodatku nikogo z najbliższych znajomych tam nie bedzie. Poszła do swojego pokoju. Nic jej nie poprawiło humorku, nawet głos Kurta. Poczuła, ze dłuzej nie zniesie siedzenia bezczynniew domu. Poszła do szkoły. Było beznadziejnie. Załowała, ze przyszła. Dopadł ja jeszcze pewien Parapet zwany M-Ikswohcim. Totalna katastrofa. W końcu znalazła jakas pokrewna duszyczkę- Black Ann, z która usiadła pod scianą tylem do sali i rozmawiała o muzyce, która obie kochały.
Tak siedziały, gdy nagle jakies dwa długasne przeszczepy wbiły jej się po zebra. :P No tak- Mistrz Olo. Uraczyła go i jego towarzystwo smilem żaby szerokoustnej. Jaka radosć, że przyjaciul nie był na nia zły. Co prawda nie rozumiała "why?", ale w końcu kogo to obchodziło. Pozegnała Black Ann i poszła z Mistrzem na korytarz. Rozmawiali o tym, ze Kreskufkę takze nalezałoby wyszkolić na Jedi. No i wtedy pojawił sie Ksiaże Goblinuf- równiez Mistrz Jedi. Dopiero teraz zauważyła go. Zaproponował, ze to on ja wyszkoli, jednak ona zszokowana propozycja, troche oniesmielona a tak naprawde przerazona i sparalizowana jego wzrokiem- odmówiła. Pamiętajac bład sprzed roku, wolała nie ulegac chwili. Bezpieczniej było zostac padawanem Mistrza Olka. Co jesli Ksiaże okaze sie kumakiem, jak ten poprzedni? Nie umiała zaufać, jeszcze nie wtedy. A biedny Goblinek wział to do siebie i poszedł sie zdołować do atrium. Kreskufce było bardzo przykro, że tak sie stało, więc wzieła Mistrza pod reke i poszłapocieszać Księcia. Jednak na Goblinka nic nie działało, ani prosby, ani grozby, ani nawet usmiech szerokoustny Kreskufki. Zrozpaczona istotka postanowiła spróbować jeszcze jednej rzeczy- sznurowek Goblinka. No i poskutkowało!
Ale w tym momencie znów zjawił sie Parapet Ikswohcim, a te dwa zgredki (Ksiaże i Mistrz) zostawili biedna Kreskufke na jego pastwe. :( :P. Kreskufka długo nie wytrzymała w towarzystwie Parapeta i uciekła do szatni, gdzie jak sie okazało siedzały dwa wyzej wymienione zgredki i naradzały sie (nad czym Kreskufka do dzis nie wie). Była wsciekła, że ja zostawili i zła na siebie, za to ze odmówiła wczesniej Goblinkowi. Miała dosc tego dnia i tej zabawy, więc gdy padła propozycja pójscia do pewnego Big Shopu, bez namysłu się zgodziła. Po drodze do wyjscia zaginał(?) gdzies Mistrz, więc wyruszyła tylko z Księciem. Ale jakos jej to nie zmartwiło. A na dworze lało. Ale kto by się przejmował? No napewno nie Kreskufka, w końcu została namalowana wodoodpornymi markerami. Tak więc wyruszyli. Czas minał szybko i przyjemnie. Gdy Kreskufka wróciła do domu była cała przemoczona, a jej rodzicielka cała wsciekła, gdyż szukała jej po osiedlu wraz z parasolem. Kreskufka została zjechana z góry do dołu i z dołu do góry. Ale jakos za bardzo sie tym nie przejeła. Weszła do łazienki, zamknęła dzwi i pierwszy raz w zyciu usmiechnęła sie do swojego odbicia w lustrze. I smiała sie tak cały czas. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła, że jest tak naprawde zakochana.
Nie chciała sie do tego przed soba przyznać, więc nie nazwała tego uczucia, ale czuła, ze ono jest. A Ksiaże nie zapomniał o Kreskufce po jednej nocy (jak to wiekszosc zwykła czynić) i zaczał do niej przychodzić. Ona czuła coraz bardziej, ze cos ważnego ich łaczy, ale wciąż sie bała, ze to bedzie kolejna pomyłka i ze znów bedzie bardzo, bardzo cierpieć. Nie mówiła o tym, bo tez sie bała. Taki tchórz z niej. Biedny Ksiaże nameczył sie bardzo za nim usłyszał, ze i ona cos do niego czuje. ale stało sie, przy małej(albo i większej) pomocy Mistrza Olka i jego szmocy. I tak sa teraz razem: Ksiaże, który sie okazał Księciem, a nie kumakiem i Kreskufka, która w końcu sie nie boi, w końcu ufa, nadal usmiecha sie do lustra i jest bardzo szczęsliwa. Z każdym dniem coraz bardziej, chociaz wydaje sie to byc niemożliwe...
 
THE END
 
I hope you will like it!
 
tekst z 12.10.2003